Znam to milczenie, jest jak mróz,
jak on iskrzy, rozcina białe koperty,
ze słów usypuje głębokie zaspy.
Unika podawania ręki, nigdy nie czyta listów,
tłumacząc się nieśmiałością.
Jak u drzew, tak gościnnych dla ptaków,
siebie trzymających na dystans.
Kto policzy ile haustów
zaczerpnęłam już z zielonych filiżanek,
skalkuluje, czy to starczy by przetrwać,
nadchodzącą zimę.
Wciąż, w bliżej nieokreśloną przyszłość,
odsunięto narodziny wiosny.
Wszak nas na nią nie stać.
W takim razie możemy pominąć także i lato.
Ono było świadkiem jednego z największych
rozczarowań mojego dzieciństwa,
autorstwa chabru bławatka,
zapylanego przy pomocy motyli, rozsiewanego przez mrówki i wiatr,
kiedy to jego dwadzieścia cztery chromosomy okazały się
przepisem na chwast.
Tymczasem za pasem jesień,
na nią kładzie się nacisk, ją poważa.
To pora robienia zapasów,
cerowania liści, sznurowania ust.
Niezapisywania każdego kroku w chmurze,
z uwagi na zagrożenie
w i e t r z n o ś c i ą.
Liczba odwiedzin: 1 333